“Ciałko” Katarzyna Kobylarczyk
Gatunek: reportaż
Ocena 8/10
Wydawnictwo: Czarne
Sąd Najwyższy w Hiszpanii dopiero w 1999 roku uznał, że każde dziecko ma prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu, o tym kim są jego rodzice.
Pierwsze kradzieże dzieci miały miejsce w czasie wojny domowej, za czasów generała Franco będąc represją polityczną, ale nie skończyły się wraz z upadkiem dyktatury. W latach sześćdziesiątych uprowadzenia dzieci stały się lukratywnym biznesem i trwały mimo uchwalenia demokratycznej konstytucji jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, a ultrakonserwatywny rząd, kościół, mocno utrwalony patryjarchat, dbali o moralne prowadzenie się kobiet i dziewcząt.
Traktowanie samotnej kobiety w ciąży jako upadłej moralnie, prostytutki, a jej dziecka jako bękarta, naciski sióstr zakonnych na oddanie dziecka do adopcji, utwierdzanie młodych matek w przekonaniu, że samotnie nie dadzą rady wychować dzieci, odrzucenie przez rodzinę sprawiało, że młoda matka nie miała żadnego wyboru, ale jeśli kobieta upierała się na samotne macierzyństwo, informowano ją, że dziecko zmarło i pogrzebem zajmie się szpital.
W podobny sposób postępowano z rodzinami o niższym statusie społecznym, wmawiając im, że dziecko zmarło zaraz po porodzie lub, że urodziło się martwe.
Ciał dzieci nigdy rodzinom nie pokazywano i nie wydawano, informowano rodziny, że dziecko zostanie pochowane w zbiorowej mogile.
Takiemu postępowaniu sprzyjało prawo mówiące, że dziecko, które nie przeżyło 24 godzin, nie jest nigdzie odnotowywane i jego zwłoki traktowane są jak odpad pooperacyjny.
Szokujące? Bardzo, tym bardziej gdy słychać umocowany w Hiszpanii jeszcze mocniej niż w Polsce Ordo Iuris, który tak zażarcie broni nienarodzone dzieci.
O tym, że dziecko było adoptowane, nie mówiło się. Takie dzieci najczęściej o swojej adopcji dowiadywały się od sąsiadów lub dzieci na podwórku.
Gdy zapadł wyrok Sądu Najwyższego o prawie do wiedzy o swoim pochodzeniu, ruszyła fala pozwów. Ale dowiedzenie prawdy i poznanie rodziców było i jest nadal prawie niemożliwe. Dokumenty o adopcji były fałszowane, podawano fikcyjne nazwiska rodziców, a urzędy do tej pory odmawiają wydania dokumentów. Każda prawda, każdy dokument trzeba wydzierać siłą. Do tego dochodzą lata rozłąki, wychowanie w innych warunkach, niechęć do rozdrapywania starych ran oraz znużenie ciągnącymi się procesami.
Pozostawiam Wam dowiedzenie się z książki dlaczego do tej pory nie można tej sprawy rozwiązać odgórnie i pociągnąć do odpowiedzialności ludzi, którzy przyczynili sią do wspierania tego ”złotego cielca” biznesu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz